poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wielkanoc.


Kochane, przede wszystkim - Wesołych Świąt! :)
Z czym kojarzy Wam się Wielkanoc? Z malowaniem pisanek, święceniem koszyczka, Lanym Poniedziałkiem?
Mi kojarzy się z wiosną. Niestety - w tym roku pogoda nie dopisała i za oknem metr śniegu, co skutecznie zniechęca do rodzinnych spacerów.
Na szczęście w wazonach, jak co roku, nie zabrakło bazi i tulipanów! :)








piątek, 29 marca 2013

Co jeść w Święta?

Jeść czy nie jeść - oto jest pytanie. Pytanie, które zadaje sobie przed Świętami każda kobieta, będąca na diecie.
Ja? Ciężko powiedzieć, że jestem na diecie. Ja po prostu jem zdrowo. Biały chleb zastępuję pełnoziarnistym, odrzucam fast foody, słodycze, dbam o odpowiedni rozkład B/T/W w ciągu dnia.
Jednak sądzę, że Święta są takim okresem, w którym mogę sobie pozwolić na więcej. Choć wiem, że kotlety w panierce i pełne cukrów ciasta wcale nie są zdrowe... - tak naprawdę (jak przecież każda z nas) bardzo je lubię. Zarówno Wielkanoc jak i Boże Narodzenie to czas, kiedy nie myślę o zdrowym odżywianiu.

Gdy byłam na początku "dobrej drogi" żywieniowej, gdy myślałam tylko o redukcji, bałam się każdego przybranego kilograma. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, gdy po zjedzeniu normalnego obiadu na wadze pojawiało się 500 g więcej. Wtedy właśnie stawiałam sobie pytania "jeść czy nie jeść?", tak naprawdę chcąc wybrać pierwszą opcję, ale panicznie bojąc się "przytycia".
Teraz wiem, że to bzdura. Jest takie jedno mądre zdanie "jeden niezdrowy posiłek nie sprawi, że przytyjesz; tak samo jak jeden zdrowy nie sprawi, że schudniesz". Ze Świętami jest tak samo - jeśli przed dwa dni pojem trochę niezdrowych rzeczy, na trzeci waga pokaże +2 kg. Tyle, że należy pamiętać, że te 2 kg to po prostu woda oraz pełny żołądek i po 3-4 dniach nie będzie po nich nawet śladu.

Także ja - nie popadam w paranoję i JEM. A jak u Ciebie wyglądają Święta?

wtorek, 12 marca 2013

Homoseksualiści wychowujący dzieci.

http://i.pinger.pl/pgr49/e8be5282002afdf8483893d9/blog5-enrique-iglesias.jpg
Gdzie kończą się odmienne upodobania a zaczyna dewiacja? Jak daleko może sięgać tolerancja? To od niepamiętnych czasów kwestie sporne. Siebie od zawsze uważałam za człowieka tolerancyjnego, generalnie rzadko kiedy przeszkadza mi to, jak ktoś żyje. Nie interesuje mnie fakt, czy ktoś jest muzułmaninem, czarnoskórym czy żydem. Według mnie - nie są to kryteria, według których mam prawo oceniać ludzi. Jak zatem łatwo się domyślić - nigdy nie miałam nic przeciwko homoseksualistom. Każdy ma prawo do miłości i szczęścia, a skoro geje mogą je znaleźć jedynie u boku mężczyzn, lesbijki natomiast przy kobietach - droga wolna. U niektórych takie związki budzą oburzenie, u innych obrzydzenie. Mi nie przeszkadza, gdy dwóch mężczyzn się przytula ani gdy kobiety całują się ze sobą. Mogą ze sobą być, mieszkać - jak dla mnie nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Niestety, zakres mojej tolerancji też ma pewne granice, i sprawa adopcji dzieci przez homoseksualistów zdecydowanie jest tym, co poza nie wychodzi. Typowy wzorzec rodziny zakłada: mama, tata i dziecko. Tak to zostało przyjęte od zawsze, tak to funkcjonuje, tak to jest pokazywane w książkach, omawiane w szkołach, i tak to będzie funkcjonować. Zatem jak będzie wyglądać rodzina gejów? Tata, tata i syn/córka? A może jeden z nich będzie mamą? Wybacz, ale przecież takie dziecko nie ma szans normalnie wychować się w tego typu rodzinie. A gdy pójdzie do szkoły? Jak to będzie? Gdy nauczycielka wezwie do siebie matkę uczennicy wychowywanej przez lesbijki, dziewczynka spyta "A o którą mamę chodzi?"
Jest też problem akceptacji takiego dziecka przez rówieśników. Prawda jest taka, że te słodkie maluchy są wobec siebie niezwykle brutalne i fakt, że ich kolega jest wychowywany przez rodziców tej samej płci na pewno nie umknie ich uwadze. Aaa... Skoro jest inny - z całą pewnością i gorszy. Po pierwsze - maluchy jego odmienność same odpowiednio "docenią", ale inną sprawą jest to, co o parach homoseksualnych sądzą rodzice uczniów. Przecież jeśli wśród nich znajdzie się jakiś homofob, z całą pewnością ukierunkuje swoje dziecko w taką stronę, że ten maluch zrobi piekło z życia kolegi wychowywanego przez homoseksualistów.

Dlaczego geje ani lesbijki nie rozumieją, że choć mają oni prawo do miłości, TYPOWY wzorzec rodziny zakłada, że rodzice są różnych płci i to według tego wzorca funkcjonuje świat i nauczanie?

Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

sobota, 9 marca 2013

Przepychanka na Funpage'u Ewy Chodakowskiej.

Dzień dobry...

Sobota - mój ulubiony dzień tygodnia. Jak co tydzień - wstaję, piję pyszną kawę, mam swoją chwilę relaksu. Otwieram laptopa, sprawdzam pocztę, wchodzę na Funpage Ewy Chodakowskiej. Patrzę - Ewka przed kilkoma minutami zamieściła zdjęcie, na którym podciąga się w pociągu. U mnie - budzi to uśmiech na twarzy, patrzę na tego typu wygibasy z przymrużeniem oka. Jak zwykle, masa fanek Ewy zachwyca się i wychwala ją w niebogłosy, ale znajduje się też kilka osób, które krytykują takie zachowanie podczas podróży.
Niestety, jak to zazwyczaj bywa na Funpage'u pani Chodakowskiej, każda, nawet kulturalna krytyka spotyka się z niesamowitą agresją ze strony jej psychofanek. Dlaczego tak je nazwałam? Bo to co robią nie jest normalne. Dla mnie to chore, że ktoś nie może wyrazić swojego zdania, by nie natknąć się na falę złości i  wyzwisk ze strony dziewuch ślepo uwielbiających Ewę. Ktoś kiedyś użył słowa, że Ewa Chodakowska utworzyła swego rodzaju sektę. I wiecie co? Ten odłam kobiet, które wydrapią mi oczy, gdy będę mieć jakiekolwiek inne zdanie, odbiegające od tego, brzmiącego "Ewa jest ideałem pod każdym względem", naprawdę przypomina mi jakąś sektę.

 Co się dzieje z tymi ludźmi? Obrończynie napierają na Krytykujących, każąc im iść poćwiczyć, ruszyć tyłek z kanapy, zamiast hejtować... Tymczasem zachowanie właśnie owych Obrończyń jest tak agresywne i przepełnione nienawiścią, że ich słowa zakrawają o hipokryzję.

Przecież jednemu podoba się to, innemu coś innego. Każdy ma jakiś margines tolerancji i co dla jednego jest zabawne, inny uzna za niedopuszczalne. Tylko dlaczego, dopóki odmienna opinia nie jest wyrażona w sposób obraźliwy, nie może ona zostać uszanowana?

Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet.



Cześć!
Kochana, dzisiaj nasze święto, zatem na wstępie życzę Ci wszystkiego najlepszego! Z czym kojarzy Ci się Dzień Kobiet? Mi z tulipanami. To kwiaty, którymi najczęściej obdarowują mnie mężczyźni 8 marca... Ja dziś, jak co roku, dostałam swoją "porcję" tulipanów, a Ty? :)

A tak swoją drogą... Co sądzisz na temat dzisiejszego święta? Ja powiem szczerze, że o ile Walentynki uważam za urocze, o tyle Dzień Kobiet to czysty marketing. Nie ma w tym nic słodkiego, romantycznego. Mam wrażenie, że mężczyźni, niczym na skazanie, ze spuszczonymi głowami wędrują od jednej ciotki do drugiej, rozdając zachwyconym dewotkom po wyczekiwanym kwiatku. A zresztą, skoro Dzień Kobiet jest tak głośny i obowiązkowy, to co z Dniem Faceta? Wiem, że powinnam trzymać stronę pań, ale spójrzmy na to obiektywnie - na pewno nasz mężczyzna ucieszyłby się, gdyby się pamiętało o jego święcie. W tym przypadku to jawna dyskryminacja, potwierdzająca jedynie fakt, że 8 marca powinien być dniem jak każdy inny...  A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?


Zapraszam do polubienia mnie na Facebooku:

czwartek, 7 marca 2013

Wiosna..(?)

Cześć Kobietko!
Ach... Czujesz wiosnę? Ja czuję. Słońce świeci, nastrajając mnie pozytywną energią każdego ranka. Mam więcej sił i ochoty by robić coś pożytecznego. Śnieg praktycznie całkiem już stopniał, czuć wiosenne, przyjemne powietrze.
W sklepach pastele, neony, krótkie rękawki, zwiewne sukieneczki. Och, aż chciałoby się w to wszystko wskoczyć, założyć okulary przeciwsłoneczne na nos i wybrać się na kilkugodzinny spacer.
Jak do tej pory - sądziłam, że jeszcze 2-3 tygodnie i moje życzenia się spełnią, ale ostatnio wszyscy mi mówią, że od przyszłego tygodnia mają przyjść straszne mrozy i opady śniegu.
Wierzysz w to? Ja nie do końca ufam prognozom pogody... I wciąż nastawiam się optymistycznie! :)


A tak przy okazji - zapraszam do polubienia mojego profilu na Facebooku - będziesz mogła być na bieżąco :)

środa, 27 lutego 2013

Nowe ciało na lato.



No dobrze! Przyznawać mi się tu, i to szybko! Postanowienie noworoczne której z Was brzmi "Przejdę na dietę!" lub "Zacznę ćwiczyć, schudnę!"? :) Założę się, że co najmniej co drugiej. A teraz trudniejsze pytanie. Która z Was wcieliła je w życie? Aaa... no właśnie.
Tak, wiem, że przecież masz jeszcze czas, bo do wakacji daleko. Yyy... czy aby na pewno? Droga Kobieto! Do lata pozostały Ci zaledwie 3 miesiące. To ostatni gwizdek, by zacząć o siebie dbać. Gdy ockniesz się w maju - nie licz na to, że w miesiąc sprawisz sobie nowe ciało. Nie licz, że do czerwca pozbędziesz się "boczków", cellulitu czy wystającego brzucha. Wówczas będzie już za późno. Także - zaczynaj od dzisiaj! Jeśli teraz zaczniesz - latem masz szansę bez skrępowania wskoczyć w ulubione szorty.

Choć raz bądź konsekwentna i nie zaprzepaść postanowienia, które zakładasz sobie z przyjściem każdego Nowego Roku. Tym razem pokaż, że potrafisz! Więc jak? Udowodnisz, ze dasz radę?

niedziela, 17 lutego 2013

Młodzieniec w średnim wieku.

żródło http://kobieta.wp.pl/kat,26399,title,Bruce-Willis-leni-sie-z-zona,wid,12759308,wiadomosc.html?ticaid=11014f&_ticrsn=5

Mężczyzna i kobieta. Ona 20, on 45. Twoje pierwsze skojarzenie? On stary i głupi, ona - leci wyłącznie na jego pieniądze. Pośród celebrytów coraz częściej zdarzają się związki, w których mężczyzna jest o wiele starszy. Wśród "zwykłych" ludzi - takie pary wciąż są traktowane niesprzyjającym spojrzeniem. Gdy pan po czterdziestce, po pięćdziesiątce znajduje sobie młodą dziewczynę, zazwyczaj nie otrzymuje aprobaty społeczeństwa. Ludzie patrzą na nich złośliwym wzrokiem, nieprzychylnie komentując ten związek za ich plecami. Najczęściej obrzucana z błotem jest kobieta. Bo przecież ona jest taka młoda, piękna - wręcz oczywistym faktem jest to, że nie może się zakochać w facecie w średnim wieku. Z całą pewnością jest jego dziwką, pieprzy się z nim dla pieniędzy. Sytuacja jest jeszcze gorsza, gdy owym mężczyzną jest jej szef - przecież wówczas z całą pewnością sypia z nim dla awansu. A miłość? Nieeee... Toż to niemożliwe, by ona mogła się zakochać w kimś o tyle starszym.
A on? To zależy - albo stary i głupi, dający się wykorzystywać młodej dziewusze; albo wyrachowany - znajdujący sobie utrzymankę, będącą na każde jego zawołanie.
A może to jednak miłość? Może zapewnienia o ich byciu zakochanym w sobie są prawdą? No dobrze, może i tak... Ale przecież ten związek i tak nie może przetrwać. O czym oni będą rozmawiać? Phi! Za 5 lat się sobą znudzą i ona zostanie z niczym.

Znasz te teksty? To, co opisałam powyżej, to najczęstsza reakcja społeczeństwa na tego typu "kontrowersyjne" związki. Co ja o tym sądzę? Myślę, że nie można nikogo oceniać z góry. Sądzę, że żyjemy w XXI wieku i tego typu konwenanse są wręcz nie na miejscu. Każdy ma swoje gusta i preferencje. Skoro jedne kobiety kochają płeć piękną, inne uwielbiają młodzieńczy uśmiech i chłopięcą sylwetkę...Jeszcze inne mogą być zauroczone siwiejącymi włosami i zmarszczkami wokół oczu. Bo dlaczego by nie? Przecież mężczyzna tak naprawdę dorasta dopiero po czterdziestce. A zadbany "młodzieniec w średnim wieku" może być o wiele przystojniejszy od niejednego dwudziestolatka. Dlaczego by więc odbierać młodej kobiecie możliwość głośnego mówienia, że ktoś taki jej się podoba? A skoro już wypowiedziała na głos swoje preferencje, obłudą byłoby usilne poszukiwanie dwudziestoletniego chłopca.
Wygląd już omówiłyśmy.. A co ze strefą mentalną? Czy starszy facet może się dogadać z młodą dziewczyną? Jak dla mnie - jasne! Mężczyzna po czterdziestce ma coś, czego żaden nastolatek mieć nie będzie - doświadczenie życiowe. A czy to aby nie o to chodzi w związku? Chodzi o to, by się wzajemnie uzupełniać. W tej sferze para: młoda + dojrzały spełniają ten warunek idealnie - on podzieli się z nią swym doświadczeniem życiowym, ona z nim - swoim świeżym spojrzeniem na świat.
Gdy mężczyzna jest dużo starszy, ma on nieco inny świat i pasje niż młoda dziewczyna. Gdyby się uprzeć, można by to traktować jako dzielącą ich przepaść, ale gdy popatrzymy na to nieco przychylniejszym okiem - łatwo dostrzeże się w tym zaletę. To, że mają inne zainteresowania, tematy do rozmowy - świadczy jedynie o tym, że wciąż będą siebie ciekawi, że przez cały związek będą się odkrywać, poznawać. Zmniejsza to szansę na wdarcie się najgorszego niszczyciela związków - monotonii.
Zatem, nie warto od razu zakładać czegoś z góry. Nie można sądzić po pozorach, bo nasza ocena może okazać się niezwykle błędna i krzywdząca. Sądzę, że jest wiele szczęśliwie zakochanych w sobie par, gdzie mężczyzna jest o wiele starszy od kobiety.

A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

środa, 13 lutego 2013

Walentynki.

Witam!
Hm.. w sklepach pełno czerwonych serc, na wystawach mnóstwo pluszaków z napisem "I love you" - choćby się chciało, nie sposób zapomnieć, że jutro mamy Walentynki. Jedni je lubią, inni nienawidzą. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Niektórzy sądzą, że Dzień Zakochanych jest niesamowicie banalny. Ja pytam: I co z tego, skoro strasznie miły? Jest też spora grupa osób twierdzących, że jeśli się kogoś kocha, to należy okazywać to przez cały rok, a nie tylko 14 lutego. Owszem, pewnie, że tak, ale jeśli się kogoś kocha, to należy pamiętać też o tym, że każda okazja do celebrowania tej miłości jest dobra! :)
Zatem, Kobieto, zamiast rozmyślać nad bezsensownością Walentynek, przygotuj prezent dla swojego Mężczyzny.
Nie wiesz co wybrać? Postanowiłam Ci w tym pomóc. Podpowiem, że facet to nie kobieta, i choć będzie udawał zachwyconego, nie ucieszy się z flakonika perfum czy nowej koszuli tak bardzo, jak Ty byś się ucieszyła, dostając coś podobnego od niego. Mężczyźni wolą mniej materialne prezenty...


Każdy facet to łasuch (znasz jakiegoś który nie lubi słodyczy? Ja też nie znam!), zatem upiecz mu jego ulubione ciasto. Żeby było bardziej walentynkowo, upiecz je w foremce w kształcie serca.


Jeśli wolisz, możesz upiec muffinki, a na kremie ułożyć posypkę lub bakalie w kształt serduszek. Tak, wiem, że to kiczowate, ale co z tego, skoro jednocześnie bardzo urocze? Nie znam mężczyzny, który by się nie ucieszył z takiego prezentu... A jeśli go nim nakarmisz - będzie wniebowzięty.


Możesz też wykorzystać siebie jako prezent. Leć do sklepu, kup ładną, koronkową bieliznę (ważne, by jej jeszcze na Tobie nie widział), olejki do kąpieli, świeczki zapachowe i dobre wino. Jutro, gdy ukochany wróci z pracy, powitaj go, ubrana jedynie w swój najnowszy zakup... Zobaczysz, że zdziwienie na jego twarzy szybko zastąpi szeroki uśmiech. W międzyczasie przygotuj pachnącą kąpiel, otwórz wino - zaskocz go tym, że to Ty się o niego troszczysz, przejmujesz inicjatywę. Wejdźcie razem do wanny, wypijcie wino, potem możesz mu zrobić delikatny masaż. Gwarantuję, że to będą jego najlepsze Walentynki.

Jeśli Ty i Twój partner lubicie eksperymentować w sypialni, przebież się za pielęgniarkę, policjantkę - wszystko zależy od tego, co podpowie Ci Twoja wyobraźnia. Zwiąż mu ręce krawatem, zasłoń oczy. Drażnij jego ciało kostkami lodu; wysmaruj go roztopioną czekoladą, tylko po to, by za chwilę ją zlizać. Zrób coś, czego nie robicie na co dzień.

Pamiętaj - facet też czasem lubi być rozpieszczany.. Jeśli poczuje się ważny i doceniony, z całą pewnością  Ci się wkrótce odwdzięczy.

Udanych Walentynek! :)

piątek, 8 lutego 2013

Nie mogę schudnąć, bo...



Witam!
Jak wiadomo - większość kobiet nie jest zadowolona ze swojego ciała. Jednej przeszkadzają zbyt grube uda, druga nie może patrzeć na swój zwisający po ciąży brzuch. Czasem są to niczym nieuzasadnione kompleksy, ale często - naprawdę warto by było o siebie zadbać.
Nie wiem jak Ty, ale uważam, że skoro coś mi się w sobie nie podoba - należy się za to zabrać, zrobić coś w kierunku zmian. Oczywiście, dzięki ćwiczeniom czy diecie nie urośnie nam zbyt mały biust, ale za to znikną "boczki", podniosą się pośladki, wysmukli twarz. Niestety, coraz częściej panuje pogląd "Chcę o siebie zadbać, ale..." I w miejsce wielokropka każda wstawia coś innego. Najczęściej jest to brak czasu. Raz spotkałam się nawet z opinią, że dziewczyna chciałaby schudnąć, ale nie może przejść na dietę, bo nie ma pieniędzy.
Rozumiesz? Dieta jest zbyt droga? Oj, gratuluję myślenia. Owszem, np. Dukan, na którym się je głównie mięso, może być drogi, ale przecież każdy wie, że to nie jest dobry sposób na odchudzanie. Wyniszcza on nasz organizm, nerki, rozregulowuje kobiecy układ hormonalny - więcej szkód niż korzyści. Ja mówię tu o prawdziwej, zbilansowanej diecie. Diecie, w której jemy zarówno białko, węglowodany jak i tłuszcze. Na której pamiętamy o tym, by spożywać 4-5 posiłków dziennie oraz, że drastyczne obcinanie kalorii powoduje jedynie spadek wagi, co wcale nie jest jednoznaczne z chudnięciem. Taka dieta wcale nie musi być droga. Nikt nikomu nie każe codziennie opychać się wołowiną - świetnym źródłem białka jest fasola, groch, ciecierzyca. Zamiast batona można kupić paczkę płatków owsianych, zamiast białego chleba - żytni. Także, jeśli przekalkuluje się wszystko - sądzę, że da się nawet zaoszczędzić. Jeśli chodzi o ćwiczenia - jest dokładnie identycznie. Nikt nie musi przecież chodzić na siłownię. Latem polecam jogging, zimą - ćwiczyć można w domu. Jedyne czego potrzebujemy to chęci.
Kolejna, najpopularniejsza wymówka to brak czasu. Na co nie masz czasu? Na trzymanie zdrowej diety? Jakim cudem? Przychodzisz do domu, wrzucasz do parowaru ryż, kurczaka i warzywa. Robisz większą porcję, tak, by starczyło na 2-3 dni. W tym czasie możesz zrobić pranie, posprzątać dom (wszystko to, przez co teoretycznie nie masz czasu na dietę), a jedzenie będzie przyrządzać się samo. Proste? Mega proste. Polecam też, np. w weekend, zrobienie większej porcji gulaszu, fasolki czy czegokolwiek i zamrożenie tego w małych porcjach tak, byś codziennie po powrocie z pracy musiała jedynie odgrzać swój obiad. Hm... Brak czasu na ćwiczenia to już grubsza sprawa... Bo przecież musisz przy tym być :) Ale, ale... Czekaj... Mam pomysł! Ile poświęcasz dziennie na oglądanie telewizji? Tak, wiem, że w tym czasie leci Twój ulubiony serial, ale przykro mi - nie wyrzeźbisz sobie tyłka, siedząc na nim. Jest jeszcze inna opcja - czas który poświęcasz rozmyślaniom na temat tego, że jesteś zbyt zajęta by poćwiczyć, poświęć dla odmiany na ćwiczenia. Wystarczy 40 minut dziennie! "Brak czasu" to bzdura - każdy ma czas i tylko od nas zależy jak nim rozdysponujemy.

Także pamiętaj - to, jak wyglądasz, zależy tylko od Ciebie. Te wszystkie wykręty i wytłumaczenia to tylko głupie wymówki, którymi próbujesz usprawiedliwić swoje lenistwo.

Pozdrawiam.

sobota, 2 lutego 2013

Istny cyrk

Witam Was, Moje Panie!
Nietrudno zauważyć, że każdego roku wielkie czerwone napisy "Sale" zaczynają krzyczeć do nas zza sklepowych witryn już pod koniec grudnia. Wówczas wszystkie sklepy próbują pozbyć się wszelkich zapasów... Wśród przecenionych rzeczy można znaleźć dosłownie wszystko - od kozaków i ciepłych kurtek, aż po sandałki i letnie sukienki. "Znawczynie mody" krzyczą:" Phi! Polskie wyprzedaże to jedno wielkie gówno! Ja na ten okres wyjeżdżam do Niemiec (Anglii, Nowego Jorku, Chin.... czy gdziekolwiek indziej), tam to dopiero są przeceny! Zazdrośćcie mi i podziwiajcie!"
Och, pewnie - słyszy się, że w Anglii przeceny sięgają nawet 70%, ale chwila... Przecież w Polsce, im dłużej trwają wyprzedaże, tym proponowane są nam coraz to większe obniżki. Oczywiście, im dłużej zwlekamy, tym większa szansa, że upatrzona przez nas rzecz zniknie w rękach innej kobiety, ale czasem jednak warto poczekać. Ostatnio wybrałam się na zakupy i kupiłam spodenki za 29,90 zł (poprzednia cena - 139,00 zł), koszulkę za 14,90 zł (poprzednio - 55,90 zł) i kilka innych, mocno przecenionych ciuchów. Więc jak? Aż tak źle? Bez przesady.
Jest jeszcze inny aspekt gorszący słynne modowe blogerki. Corocznie krzyczą "Nienawidzę wyprzedaży, więcej się na niej nie pojawię! Wszędzie porozwalane ciuchy!"(i ten sam tekst w kółko... żeby chociaż jedna z nich dotrzymała słowa...). Haha, pewnie, trzeba przyznać, że ubrania walają się wszędzie - na wieszakach, półkach, podłodze i suficie. Tylko spójrzmy na to z tej strony - w tym szczególnym okresie każdego dnia przez sklepy przewijają się tysiące Łowczyń, przerzucających każdą rzecz z jednej kupki na drugą, tak, by przypadkiem nie przegapić jakiejś "perełki". W takich warunkach utrzymanie porządku jest praktycznie niemożliwe.
Jasne, polskim wyprzedażom nie można odmówić też tego, że wszędzie jest mega ciasno. Kobiety wyrastają jak spod ziemi, rozpychają się łokciami, wbijają parasolki w żebra i obcasy w stopy. Te bardziej zaradne i pomysłowe zabierają wózki z dziećmi, którymi skutecznie utrudniają dostęp do sklepowych półek. Te najwytrwalsze potrafią wyrwać Ci bluzkę z ręki, obrzucając Cię przy tym pełnym nienawiści spojrzeniem. Kolejki do przymierzalni przekraczają najśmielsze oczekiwania, ale i tak stają się niewielkie, w porównaniu do tego, co trzeba odstać, by dostać się do kasy. Istny cyrk, pełen niewytresowanych zwierząt, prawda?
Ale wiecie co? Pomimo tego..... Kocham polskie wyprzedaże! Tak, uwielbiam ten klimat! Cholera, naprawdę lubię raz na pół roku zanurkować w całym tym syfie. Lubię tą adrenalinę, która pojawia się w momencie, gdy wchodzę do sklepu, zastanawiając się czy został jeszcze mój rozmiar upatrzonej wcześniej rzeczy. Mówcie co chcecie, ale wyprzedaże są jak Boże Narodzenie - mają swój niepowtarzalny urok.

Miłego wieczoru.

niedziela, 27 stycznia 2013

Egzamin na prawo jazdy - hit czy kit?

Dobry wieczór,
W dzisiejszych czasach bez samochodu jesteśmy jak bez ręki. Jednak, by móc siąść za kierownicą swojego autka, trzeba zdać egzamin na prawo jazdy. Wiecie co? Mam wrażenie, że wynik tego egzaminu to totalna loteria. Tak, obecnie w samochodach egzaminacyjnych wprowadzili kamery, które mają rejestrować wszelkie nieprawidłowości, ale nie oszukujmy się - z tymi kamerami wyszło tak, jak ze wszystkim - ładnie brzmi, gówno daje. Wydawałoby się, że gdy pokonamy placyk, nie przejedziemy na czerwonym świetle, zatrzymamy się na "stopie" i poprawnie wykonamy wszystkie obowiązkowe zadania - prawko mamy jak w kieszeni. Ale to niestety nie jest do końca tak - to nie matura z matematyki, tutaj nie ma klucza odpowiedzi, według którego sprawdzający przyznaje nam punkty... Tutaj wszystko zależy od nastroju egzaminatora. Jak to jest, że największy cham może się zrobić słodki jak cukierek, tylko dlatego, że dziewczyna ubrała krótką spódniczkę?I z drugiej strony -  to kompletna parodia, że facet, z tego powodu, że żona zrobiła mu rano awanturę, przez cały dzień odgrywa się na ludziach, których egzaminuje (a niestety - oczywistym jest, że w tym momencie dodatkowy stres może zawalić sprawę). Czy to w porządku, że jeden przymknie oko na pieszą, która postawiła stopę na jezdni, drugi z kolei od razu przerwie egzamin, jeśli kierowca nie ustąpi jej pierwszeństwa? Albo sprawa uprzejmości na drodze - gdy ktoś nas wpuszcza, a my z tego skorzystamy... Co wtedy? Dlaczego niektórzy przerwą nam egzamin, uzasadniając to nieustąpieniem pierwszeństwa, inni z kolei, Ci normalniej myślący, nic nie powiedzą, bo stwierdzą, że to normalna współpraca z innymi kierowcami.
Ja wiem, to, że egzaminator na niektóre rzeczy przymknie oko to tylko i wyłącznie jego dobra wola - absolutnie tego od nikogo nie wymagam, ale... Ale do cholery, niech chociaż nie utrudniają zdania tego przeklętego egzaminu! Niech prywatne sprawy, smutki, złości, napięcia przedmiesiączkowe i inne pierdoły zostawiają za drzwiami samochodu, bo wyżywanie się na kliencie (tak, ludzie zdający egzamin są ich klientami) jest mega nieprofesjonalne.

Dobranoc.

czwartek, 24 stycznia 2013

Lekarze dostają kasę za nic a Polska jest do niczego.

Ughh... Jak słyszę głos zakompleksionych Polaczków, twierdzących, że tutaj nie można niczego osiągnąć to robi mi się niedobrze. Gdy docierają do mnie słowa w stylu "tej to się udało, może sobie pojechać do Zanzibaru na wakacje, szkoda, że normalni ludzie tak nie mają" to mam ochotę krzyknąć "hej, dziewczyno, a co zrobiłaś w tym kierunku, by tam się znaleźć?" Ale co tak NAPRAWDĘ zrobiła ta osoba. Co? Nic. Najczęściej innym zazdroszczą osoby leniwe, które chciałyby by kasa spłynęła im z nieba. Ile jest licealistek, które na pytania "Gdzie idziesz na studia? Co zamierzasz robić w przyszłości?" odpowiadają, że jeszcze się zobaczy... Kurde, przecież nasze życie jest w naszych rękach i jeśli nie mamy konkretnych planów... To samo nic się nie zrobi. Ile jest studentek, które zamiast uczyć się do sesji upijają się do nieprzytomności za kasę rodziców, jednocześnie śmiejąc się z zakuwających koleżanek? Co, one myślą, że najlepsze firmy będą je chciały do siebie ściągnąć tylko ze względu na ładne oczy? Przykro mi, rzeczywistość jest inna. Wielkie korporacje, owszem, odzywają się do kończących studia studentów, ale... ale tylko do tych WYBITNYCH. Do tych, którzy sobie na to zapracowali. Przykro mi, nic za darmo.
Och, ileż to jest zawistnych, zazdrosnych ludzi, sądzących, że lekarzom pieniądze daje się za nic. Za nic? No pewnie. Żeby dostać się na medycynę trzeba mieć rewelacyjnie napisaną maturę. Potem - 7 lat studiów + minimum 3 lata specjalizacji... By wreszcie móc zasuwać na jednym etacie w szpitalu, na drugim w przychodni, przeplatając to prywatną praktyką i nocnymi dyżurami. Ale to nic. Pani sklepowa, która ledwo skończyła liceum (albo i nie), która przychodzi sobie na 8 godzin do pracy powinna zarabiać równie dużo. A Ci prezesi w dużych firmach? Kolejna banda nierobów, zgarniająca pieniądze, które należą się panu woźnemu w szkole. To nic, że ów pan prezes najpierw z wybitnym wynikiem skończył szkołę, uczył się kilku języków, potem harował po 12 godzin dziennie, by teraz móc zostać szefem i spędzać w biurze po 14 godzin, na dokładkę zabierać papiery do domu, a weekendy spędzać na przymusowych delegacjach, Ale to przecież nic - mechanikowi czy woźnemu należy się co najmniej taka sama pensja.
Ludzie, ogarnijcie się - najczęściej jest tak, że jeśli ktoś może sobie pozwolić na podkład Chanel czy sukienkę od Ewy Minge, to oznacza to, że sobie na to zapracował. Pieniądze naprawdę nie spadają z nieba...
Dlaczego więc Polacy mają to do siebie, że zamiast wziąć się do roboty, zamiast zacząć czynić kroki, mające na celu poprawienie ich sytuacji materialnej, wolą hejtować innych i głupio narzekać jacy to oni są pokrzywdzeni przez los?

Dobranoc.

środa, 23 stycznia 2013

Szczupli mają lżej.

Cześć!
Dzisiejszy wieczór postanowiłam poświęcić na leniuchowanie - a co? Każdemu się coś od życia należy. Już, z rozpędu, miałam zrobić sobie kakao, z kubkiem którego mogłabym wskoczyć pod ciepły koc... Ale... przez myśl przemknęło mi:
...STOP! Szczupli mają lżej! Dosłownie i w przenośni... No niestety, ale taka prawda. Tak, tak, wiem, mówi się, że to jak wyglądamy to tylko i wyłącznie nasza sprawa i najważniejsze by dobrze czuć się we własnym ciele. Tylko jest jeden szkopuł - każdego dnia jesteśmy poddawani nieustającej ocenie. I tak, przykro mi - ale za pierwsze wrażenie odpowiedzialny jest wygląd. To tkwi w ludzkiej podświadomości - szczupłe, zadbane osoby (oj, nie twierdzę, że osoba puszysta nie może być zadbana, ale nie oszukujmy się - wygląd FIT zawsze lepiej się prezentuje) dostają lepszą pracę, dentysta stara się być dla nich delikatniejszy a pani w urzędzie - milsza. Szczupłe osoby posiadają większą łatwość w nawiązywaniu kontaktów, często są bardziej pewne siebie, a co za tym idzie - atrakcyjniejsze w oczach innych. A co z kobietami, szukającymi księcia na białym koniu? Przykro mi, ale ów książę jest tylko człowiekiem, i choć rzeczywiście zakochać się może w charakterze a nie w wyglądzie... To jeśli będzie miał do wyboru poznać charakter osoby szczupłej i puszystej... Zgadnijcie którą wybierze ;)
Ach, i te wszystkie ciuchy. Tyłek w rozmiarze XXL nie będzie dobrze wyglądał w seksownych, obcisłych jeansach. Większość ubrań dostępnych w sieciówkach jest szytych na szczupłe kobiety. Tak, owszem, rozmiarówka sięga 42, czasem nawet 44, ale spójrzmy na to obiektywnie - to, że w coś się zmieścimy, nie oznacza od razu, że wyglądamy w tym dobrze. Kobiety z nadwagą, paradujące w przykrótkich spódniczkach czy sukienkach z odkrytymi plecami, z których tłuszcz wylewa się ze wszystkich stron wyglądają po prostu komicznie. To samo tyczy się kobiet w bikini. Babka, która ma 130 w biodrach i 100 w talii ZAWSZE ściągnie na siebie srogie spojrzenia plażowiczej. Zatem, wracając do punktu "grunt, by dobrze czuć się we własnym ciele", czy taka kobieta, aby na pewno czuje się dobrze? Choć przed znajomymi i rodziną udaje, że nie słyszy złośliwych docinków za plecami i nie widzi prześmiewczych spojrzeń... To tak naprawdę w głębi ducha, choć z całej siły stara się sobie wmówić, że nic takiego nie ma miejsca, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak oceniają ją inni....
...Gdy te wszystkie myśli przemknęły mi przez głowę... Skończyło się na tym, że zamiast sączyć słodki napój, piszę do Was, zajadając marchewkę.

Miłego wieczoru.

Witam

Witam Was,
Dlaczego założyłam tego bloga? To proste!
Bo jest mnóstwo tematów, które chciałabym poruszyć.
Bo mam pełno przemyśleń, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Bo życie nie jest tak super słodkie jak niektórym się wydaje i, żeby przetrwać, trzeba mieć po prostu twardą dupę.
Powodów jest milion, więc mogłabym wymieniać w nieskończoność. Na razie jednak zatrzymam się na tych trzech.
Pozdrawiam i zapraszam - będzie mi miło, jeśli odwiedzisz mnie juro, by przeczytać kolejny post.