środa, 27 lutego 2013

Nowe ciało na lato.



No dobrze! Przyznawać mi się tu, i to szybko! Postanowienie noworoczne której z Was brzmi "Przejdę na dietę!" lub "Zacznę ćwiczyć, schudnę!"? :) Założę się, że co najmniej co drugiej. A teraz trudniejsze pytanie. Która z Was wcieliła je w życie? Aaa... no właśnie.
Tak, wiem, że przecież masz jeszcze czas, bo do wakacji daleko. Yyy... czy aby na pewno? Droga Kobieto! Do lata pozostały Ci zaledwie 3 miesiące. To ostatni gwizdek, by zacząć o siebie dbać. Gdy ockniesz się w maju - nie licz na to, że w miesiąc sprawisz sobie nowe ciało. Nie licz, że do czerwca pozbędziesz się "boczków", cellulitu czy wystającego brzucha. Wówczas będzie już za późno. Także - zaczynaj od dzisiaj! Jeśli teraz zaczniesz - latem masz szansę bez skrępowania wskoczyć w ulubione szorty.

Choć raz bądź konsekwentna i nie zaprzepaść postanowienia, które zakładasz sobie z przyjściem każdego Nowego Roku. Tym razem pokaż, że potrafisz! Więc jak? Udowodnisz, ze dasz radę?

niedziela, 17 lutego 2013

Młodzieniec w średnim wieku.

żródło http://kobieta.wp.pl/kat,26399,title,Bruce-Willis-leni-sie-z-zona,wid,12759308,wiadomosc.html?ticaid=11014f&_ticrsn=5

Mężczyzna i kobieta. Ona 20, on 45. Twoje pierwsze skojarzenie? On stary i głupi, ona - leci wyłącznie na jego pieniądze. Pośród celebrytów coraz częściej zdarzają się związki, w których mężczyzna jest o wiele starszy. Wśród "zwykłych" ludzi - takie pary wciąż są traktowane niesprzyjającym spojrzeniem. Gdy pan po czterdziestce, po pięćdziesiątce znajduje sobie młodą dziewczynę, zazwyczaj nie otrzymuje aprobaty społeczeństwa. Ludzie patrzą na nich złośliwym wzrokiem, nieprzychylnie komentując ten związek za ich plecami. Najczęściej obrzucana z błotem jest kobieta. Bo przecież ona jest taka młoda, piękna - wręcz oczywistym faktem jest to, że nie może się zakochać w facecie w średnim wieku. Z całą pewnością jest jego dziwką, pieprzy się z nim dla pieniędzy. Sytuacja jest jeszcze gorsza, gdy owym mężczyzną jest jej szef - przecież wówczas z całą pewnością sypia z nim dla awansu. A miłość? Nieeee... Toż to niemożliwe, by ona mogła się zakochać w kimś o tyle starszym.
A on? To zależy - albo stary i głupi, dający się wykorzystywać młodej dziewusze; albo wyrachowany - znajdujący sobie utrzymankę, będącą na każde jego zawołanie.
A może to jednak miłość? Może zapewnienia o ich byciu zakochanym w sobie są prawdą? No dobrze, może i tak... Ale przecież ten związek i tak nie może przetrwać. O czym oni będą rozmawiać? Phi! Za 5 lat się sobą znudzą i ona zostanie z niczym.

Znasz te teksty? To, co opisałam powyżej, to najczęstsza reakcja społeczeństwa na tego typu "kontrowersyjne" związki. Co ja o tym sądzę? Myślę, że nie można nikogo oceniać z góry. Sądzę, że żyjemy w XXI wieku i tego typu konwenanse są wręcz nie na miejscu. Każdy ma swoje gusta i preferencje. Skoro jedne kobiety kochają płeć piękną, inne uwielbiają młodzieńczy uśmiech i chłopięcą sylwetkę...Jeszcze inne mogą być zauroczone siwiejącymi włosami i zmarszczkami wokół oczu. Bo dlaczego by nie? Przecież mężczyzna tak naprawdę dorasta dopiero po czterdziestce. A zadbany "młodzieniec w średnim wieku" może być o wiele przystojniejszy od niejednego dwudziestolatka. Dlaczego by więc odbierać młodej kobiecie możliwość głośnego mówienia, że ktoś taki jej się podoba? A skoro już wypowiedziała na głos swoje preferencje, obłudą byłoby usilne poszukiwanie dwudziestoletniego chłopca.
Wygląd już omówiłyśmy.. A co ze strefą mentalną? Czy starszy facet może się dogadać z młodą dziewczyną? Jak dla mnie - jasne! Mężczyzna po czterdziestce ma coś, czego żaden nastolatek mieć nie będzie - doświadczenie życiowe. A czy to aby nie o to chodzi w związku? Chodzi o to, by się wzajemnie uzupełniać. W tej sferze para: młoda + dojrzały spełniają ten warunek idealnie - on podzieli się z nią swym doświadczeniem życiowym, ona z nim - swoim świeżym spojrzeniem na świat.
Gdy mężczyzna jest dużo starszy, ma on nieco inny świat i pasje niż młoda dziewczyna. Gdyby się uprzeć, można by to traktować jako dzielącą ich przepaść, ale gdy popatrzymy na to nieco przychylniejszym okiem - łatwo dostrzeże się w tym zaletę. To, że mają inne zainteresowania, tematy do rozmowy - świadczy jedynie o tym, że wciąż będą siebie ciekawi, że przez cały związek będą się odkrywać, poznawać. Zmniejsza to szansę na wdarcie się najgorszego niszczyciela związków - monotonii.
Zatem, nie warto od razu zakładać czegoś z góry. Nie można sądzić po pozorach, bo nasza ocena może okazać się niezwykle błędna i krzywdząca. Sądzę, że jest wiele szczęśliwie zakochanych w sobie par, gdzie mężczyzna jest o wiele starszy od kobiety.

A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

środa, 13 lutego 2013

Walentynki.

Witam!
Hm.. w sklepach pełno czerwonych serc, na wystawach mnóstwo pluszaków z napisem "I love you" - choćby się chciało, nie sposób zapomnieć, że jutro mamy Walentynki. Jedni je lubią, inni nienawidzą. Ja zdecydowanie należę do tej pierwszej grupy. Niektórzy sądzą, że Dzień Zakochanych jest niesamowicie banalny. Ja pytam: I co z tego, skoro strasznie miły? Jest też spora grupa osób twierdzących, że jeśli się kogoś kocha, to należy okazywać to przez cały rok, a nie tylko 14 lutego. Owszem, pewnie, że tak, ale jeśli się kogoś kocha, to należy pamiętać też o tym, że każda okazja do celebrowania tej miłości jest dobra! :)
Zatem, Kobieto, zamiast rozmyślać nad bezsensownością Walentynek, przygotuj prezent dla swojego Mężczyzny.
Nie wiesz co wybrać? Postanowiłam Ci w tym pomóc. Podpowiem, że facet to nie kobieta, i choć będzie udawał zachwyconego, nie ucieszy się z flakonika perfum czy nowej koszuli tak bardzo, jak Ty byś się ucieszyła, dostając coś podobnego od niego. Mężczyźni wolą mniej materialne prezenty...


Każdy facet to łasuch (znasz jakiegoś który nie lubi słodyczy? Ja też nie znam!), zatem upiecz mu jego ulubione ciasto. Żeby było bardziej walentynkowo, upiecz je w foremce w kształcie serca.


Jeśli wolisz, możesz upiec muffinki, a na kremie ułożyć posypkę lub bakalie w kształt serduszek. Tak, wiem, że to kiczowate, ale co z tego, skoro jednocześnie bardzo urocze? Nie znam mężczyzny, który by się nie ucieszył z takiego prezentu... A jeśli go nim nakarmisz - będzie wniebowzięty.


Możesz też wykorzystać siebie jako prezent. Leć do sklepu, kup ładną, koronkową bieliznę (ważne, by jej jeszcze na Tobie nie widział), olejki do kąpieli, świeczki zapachowe i dobre wino. Jutro, gdy ukochany wróci z pracy, powitaj go, ubrana jedynie w swój najnowszy zakup... Zobaczysz, że zdziwienie na jego twarzy szybko zastąpi szeroki uśmiech. W międzyczasie przygotuj pachnącą kąpiel, otwórz wino - zaskocz go tym, że to Ty się o niego troszczysz, przejmujesz inicjatywę. Wejdźcie razem do wanny, wypijcie wino, potem możesz mu zrobić delikatny masaż. Gwarantuję, że to będą jego najlepsze Walentynki.

Jeśli Ty i Twój partner lubicie eksperymentować w sypialni, przebież się za pielęgniarkę, policjantkę - wszystko zależy od tego, co podpowie Ci Twoja wyobraźnia. Zwiąż mu ręce krawatem, zasłoń oczy. Drażnij jego ciało kostkami lodu; wysmaruj go roztopioną czekoladą, tylko po to, by za chwilę ją zlizać. Zrób coś, czego nie robicie na co dzień.

Pamiętaj - facet też czasem lubi być rozpieszczany.. Jeśli poczuje się ważny i doceniony, z całą pewnością  Ci się wkrótce odwdzięczy.

Udanych Walentynek! :)

piątek, 8 lutego 2013

Nie mogę schudnąć, bo...



Witam!
Jak wiadomo - większość kobiet nie jest zadowolona ze swojego ciała. Jednej przeszkadzają zbyt grube uda, druga nie może patrzeć na swój zwisający po ciąży brzuch. Czasem są to niczym nieuzasadnione kompleksy, ale często - naprawdę warto by było o siebie zadbać.
Nie wiem jak Ty, ale uważam, że skoro coś mi się w sobie nie podoba - należy się za to zabrać, zrobić coś w kierunku zmian. Oczywiście, dzięki ćwiczeniom czy diecie nie urośnie nam zbyt mały biust, ale za to znikną "boczki", podniosą się pośladki, wysmukli twarz. Niestety, coraz częściej panuje pogląd "Chcę o siebie zadbać, ale..." I w miejsce wielokropka każda wstawia coś innego. Najczęściej jest to brak czasu. Raz spotkałam się nawet z opinią, że dziewczyna chciałaby schudnąć, ale nie może przejść na dietę, bo nie ma pieniędzy.
Rozumiesz? Dieta jest zbyt droga? Oj, gratuluję myślenia. Owszem, np. Dukan, na którym się je głównie mięso, może być drogi, ale przecież każdy wie, że to nie jest dobry sposób na odchudzanie. Wyniszcza on nasz organizm, nerki, rozregulowuje kobiecy układ hormonalny - więcej szkód niż korzyści. Ja mówię tu o prawdziwej, zbilansowanej diecie. Diecie, w której jemy zarówno białko, węglowodany jak i tłuszcze. Na której pamiętamy o tym, by spożywać 4-5 posiłków dziennie oraz, że drastyczne obcinanie kalorii powoduje jedynie spadek wagi, co wcale nie jest jednoznaczne z chudnięciem. Taka dieta wcale nie musi być droga. Nikt nikomu nie każe codziennie opychać się wołowiną - świetnym źródłem białka jest fasola, groch, ciecierzyca. Zamiast batona można kupić paczkę płatków owsianych, zamiast białego chleba - żytni. Także, jeśli przekalkuluje się wszystko - sądzę, że da się nawet zaoszczędzić. Jeśli chodzi o ćwiczenia - jest dokładnie identycznie. Nikt nie musi przecież chodzić na siłownię. Latem polecam jogging, zimą - ćwiczyć można w domu. Jedyne czego potrzebujemy to chęci.
Kolejna, najpopularniejsza wymówka to brak czasu. Na co nie masz czasu? Na trzymanie zdrowej diety? Jakim cudem? Przychodzisz do domu, wrzucasz do parowaru ryż, kurczaka i warzywa. Robisz większą porcję, tak, by starczyło na 2-3 dni. W tym czasie możesz zrobić pranie, posprzątać dom (wszystko to, przez co teoretycznie nie masz czasu na dietę), a jedzenie będzie przyrządzać się samo. Proste? Mega proste. Polecam też, np. w weekend, zrobienie większej porcji gulaszu, fasolki czy czegokolwiek i zamrożenie tego w małych porcjach tak, byś codziennie po powrocie z pracy musiała jedynie odgrzać swój obiad. Hm... Brak czasu na ćwiczenia to już grubsza sprawa... Bo przecież musisz przy tym być :) Ale, ale... Czekaj... Mam pomysł! Ile poświęcasz dziennie na oglądanie telewizji? Tak, wiem, że w tym czasie leci Twój ulubiony serial, ale przykro mi - nie wyrzeźbisz sobie tyłka, siedząc na nim. Jest jeszcze inna opcja - czas który poświęcasz rozmyślaniom na temat tego, że jesteś zbyt zajęta by poćwiczyć, poświęć dla odmiany na ćwiczenia. Wystarczy 40 minut dziennie! "Brak czasu" to bzdura - każdy ma czas i tylko od nas zależy jak nim rozdysponujemy.

Także pamiętaj - to, jak wyglądasz, zależy tylko od Ciebie. Te wszystkie wykręty i wytłumaczenia to tylko głupie wymówki, którymi próbujesz usprawiedliwić swoje lenistwo.

Pozdrawiam.

sobota, 2 lutego 2013

Istny cyrk

Witam Was, Moje Panie!
Nietrudno zauważyć, że każdego roku wielkie czerwone napisy "Sale" zaczynają krzyczeć do nas zza sklepowych witryn już pod koniec grudnia. Wówczas wszystkie sklepy próbują pozbyć się wszelkich zapasów... Wśród przecenionych rzeczy można znaleźć dosłownie wszystko - od kozaków i ciepłych kurtek, aż po sandałki i letnie sukienki. "Znawczynie mody" krzyczą:" Phi! Polskie wyprzedaże to jedno wielkie gówno! Ja na ten okres wyjeżdżam do Niemiec (Anglii, Nowego Jorku, Chin.... czy gdziekolwiek indziej), tam to dopiero są przeceny! Zazdrośćcie mi i podziwiajcie!"
Och, pewnie - słyszy się, że w Anglii przeceny sięgają nawet 70%, ale chwila... Przecież w Polsce, im dłużej trwają wyprzedaże, tym proponowane są nam coraz to większe obniżki. Oczywiście, im dłużej zwlekamy, tym większa szansa, że upatrzona przez nas rzecz zniknie w rękach innej kobiety, ale czasem jednak warto poczekać. Ostatnio wybrałam się na zakupy i kupiłam spodenki za 29,90 zł (poprzednia cena - 139,00 zł), koszulkę za 14,90 zł (poprzednio - 55,90 zł) i kilka innych, mocno przecenionych ciuchów. Więc jak? Aż tak źle? Bez przesady.
Jest jeszcze inny aspekt gorszący słynne modowe blogerki. Corocznie krzyczą "Nienawidzę wyprzedaży, więcej się na niej nie pojawię! Wszędzie porozwalane ciuchy!"(i ten sam tekst w kółko... żeby chociaż jedna z nich dotrzymała słowa...). Haha, pewnie, trzeba przyznać, że ubrania walają się wszędzie - na wieszakach, półkach, podłodze i suficie. Tylko spójrzmy na to z tej strony - w tym szczególnym okresie każdego dnia przez sklepy przewijają się tysiące Łowczyń, przerzucających każdą rzecz z jednej kupki na drugą, tak, by przypadkiem nie przegapić jakiejś "perełki". W takich warunkach utrzymanie porządku jest praktycznie niemożliwe.
Jasne, polskim wyprzedażom nie można odmówić też tego, że wszędzie jest mega ciasno. Kobiety wyrastają jak spod ziemi, rozpychają się łokciami, wbijają parasolki w żebra i obcasy w stopy. Te bardziej zaradne i pomysłowe zabierają wózki z dziećmi, którymi skutecznie utrudniają dostęp do sklepowych półek. Te najwytrwalsze potrafią wyrwać Ci bluzkę z ręki, obrzucając Cię przy tym pełnym nienawiści spojrzeniem. Kolejki do przymierzalni przekraczają najśmielsze oczekiwania, ale i tak stają się niewielkie, w porównaniu do tego, co trzeba odstać, by dostać się do kasy. Istny cyrk, pełen niewytresowanych zwierząt, prawda?
Ale wiecie co? Pomimo tego..... Kocham polskie wyprzedaże! Tak, uwielbiam ten klimat! Cholera, naprawdę lubię raz na pół roku zanurkować w całym tym syfie. Lubię tą adrenalinę, która pojawia się w momencie, gdy wchodzę do sklepu, zastanawiając się czy został jeszcze mój rozmiar upatrzonej wcześniej rzeczy. Mówcie co chcecie, ale wyprzedaże są jak Boże Narodzenie - mają swój niepowtarzalny urok.

Miłego wieczoru.