niedziela, 27 stycznia 2013

Egzamin na prawo jazdy - hit czy kit?

Dobry wieczór,
W dzisiejszych czasach bez samochodu jesteśmy jak bez ręki. Jednak, by móc siąść za kierownicą swojego autka, trzeba zdać egzamin na prawo jazdy. Wiecie co? Mam wrażenie, że wynik tego egzaminu to totalna loteria. Tak, obecnie w samochodach egzaminacyjnych wprowadzili kamery, które mają rejestrować wszelkie nieprawidłowości, ale nie oszukujmy się - z tymi kamerami wyszło tak, jak ze wszystkim - ładnie brzmi, gówno daje. Wydawałoby się, że gdy pokonamy placyk, nie przejedziemy na czerwonym świetle, zatrzymamy się na "stopie" i poprawnie wykonamy wszystkie obowiązkowe zadania - prawko mamy jak w kieszeni. Ale to niestety nie jest do końca tak - to nie matura z matematyki, tutaj nie ma klucza odpowiedzi, według którego sprawdzający przyznaje nam punkty... Tutaj wszystko zależy od nastroju egzaminatora. Jak to jest, że największy cham może się zrobić słodki jak cukierek, tylko dlatego, że dziewczyna ubrała krótką spódniczkę?I z drugiej strony -  to kompletna parodia, że facet, z tego powodu, że żona zrobiła mu rano awanturę, przez cały dzień odgrywa się na ludziach, których egzaminuje (a niestety - oczywistym jest, że w tym momencie dodatkowy stres może zawalić sprawę). Czy to w porządku, że jeden przymknie oko na pieszą, która postawiła stopę na jezdni, drugi z kolei od razu przerwie egzamin, jeśli kierowca nie ustąpi jej pierwszeństwa? Albo sprawa uprzejmości na drodze - gdy ktoś nas wpuszcza, a my z tego skorzystamy... Co wtedy? Dlaczego niektórzy przerwą nam egzamin, uzasadniając to nieustąpieniem pierwszeństwa, inni z kolei, Ci normalniej myślący, nic nie powiedzą, bo stwierdzą, że to normalna współpraca z innymi kierowcami.
Ja wiem, to, że egzaminator na niektóre rzeczy przymknie oko to tylko i wyłącznie jego dobra wola - absolutnie tego od nikogo nie wymagam, ale... Ale do cholery, niech chociaż nie utrudniają zdania tego przeklętego egzaminu! Niech prywatne sprawy, smutki, złości, napięcia przedmiesiączkowe i inne pierdoły zostawiają za drzwiami samochodu, bo wyżywanie się na kliencie (tak, ludzie zdający egzamin są ich klientami) jest mega nieprofesjonalne.

Dobranoc.

czwartek, 24 stycznia 2013

Lekarze dostają kasę za nic a Polska jest do niczego.

Ughh... Jak słyszę głos zakompleksionych Polaczków, twierdzących, że tutaj nie można niczego osiągnąć to robi mi się niedobrze. Gdy docierają do mnie słowa w stylu "tej to się udało, może sobie pojechać do Zanzibaru na wakacje, szkoda, że normalni ludzie tak nie mają" to mam ochotę krzyknąć "hej, dziewczyno, a co zrobiłaś w tym kierunku, by tam się znaleźć?" Ale co tak NAPRAWDĘ zrobiła ta osoba. Co? Nic. Najczęściej innym zazdroszczą osoby leniwe, które chciałyby by kasa spłynęła im z nieba. Ile jest licealistek, które na pytania "Gdzie idziesz na studia? Co zamierzasz robić w przyszłości?" odpowiadają, że jeszcze się zobaczy... Kurde, przecież nasze życie jest w naszych rękach i jeśli nie mamy konkretnych planów... To samo nic się nie zrobi. Ile jest studentek, które zamiast uczyć się do sesji upijają się do nieprzytomności za kasę rodziców, jednocześnie śmiejąc się z zakuwających koleżanek? Co, one myślą, że najlepsze firmy będą je chciały do siebie ściągnąć tylko ze względu na ładne oczy? Przykro mi, rzeczywistość jest inna. Wielkie korporacje, owszem, odzywają się do kończących studia studentów, ale... ale tylko do tych WYBITNYCH. Do tych, którzy sobie na to zapracowali. Przykro mi, nic za darmo.
Och, ileż to jest zawistnych, zazdrosnych ludzi, sądzących, że lekarzom pieniądze daje się za nic. Za nic? No pewnie. Żeby dostać się na medycynę trzeba mieć rewelacyjnie napisaną maturę. Potem - 7 lat studiów + minimum 3 lata specjalizacji... By wreszcie móc zasuwać na jednym etacie w szpitalu, na drugim w przychodni, przeplatając to prywatną praktyką i nocnymi dyżurami. Ale to nic. Pani sklepowa, która ledwo skończyła liceum (albo i nie), która przychodzi sobie na 8 godzin do pracy powinna zarabiać równie dużo. A Ci prezesi w dużych firmach? Kolejna banda nierobów, zgarniająca pieniądze, które należą się panu woźnemu w szkole. To nic, że ów pan prezes najpierw z wybitnym wynikiem skończył szkołę, uczył się kilku języków, potem harował po 12 godzin dziennie, by teraz móc zostać szefem i spędzać w biurze po 14 godzin, na dokładkę zabierać papiery do domu, a weekendy spędzać na przymusowych delegacjach, Ale to przecież nic - mechanikowi czy woźnemu należy się co najmniej taka sama pensja.
Ludzie, ogarnijcie się - najczęściej jest tak, że jeśli ktoś może sobie pozwolić na podkład Chanel czy sukienkę od Ewy Minge, to oznacza to, że sobie na to zapracował. Pieniądze naprawdę nie spadają z nieba...
Dlaczego więc Polacy mają to do siebie, że zamiast wziąć się do roboty, zamiast zacząć czynić kroki, mające na celu poprawienie ich sytuacji materialnej, wolą hejtować innych i głupio narzekać jacy to oni są pokrzywdzeni przez los?

Dobranoc.

środa, 23 stycznia 2013

Szczupli mają lżej.

Cześć!
Dzisiejszy wieczór postanowiłam poświęcić na leniuchowanie - a co? Każdemu się coś od życia należy. Już, z rozpędu, miałam zrobić sobie kakao, z kubkiem którego mogłabym wskoczyć pod ciepły koc... Ale... przez myśl przemknęło mi:
...STOP! Szczupli mają lżej! Dosłownie i w przenośni... No niestety, ale taka prawda. Tak, tak, wiem, mówi się, że to jak wyglądamy to tylko i wyłącznie nasza sprawa i najważniejsze by dobrze czuć się we własnym ciele. Tylko jest jeden szkopuł - każdego dnia jesteśmy poddawani nieustającej ocenie. I tak, przykro mi - ale za pierwsze wrażenie odpowiedzialny jest wygląd. To tkwi w ludzkiej podświadomości - szczupłe, zadbane osoby (oj, nie twierdzę, że osoba puszysta nie może być zadbana, ale nie oszukujmy się - wygląd FIT zawsze lepiej się prezentuje) dostają lepszą pracę, dentysta stara się być dla nich delikatniejszy a pani w urzędzie - milsza. Szczupłe osoby posiadają większą łatwość w nawiązywaniu kontaktów, często są bardziej pewne siebie, a co za tym idzie - atrakcyjniejsze w oczach innych. A co z kobietami, szukającymi księcia na białym koniu? Przykro mi, ale ów książę jest tylko człowiekiem, i choć rzeczywiście zakochać się może w charakterze a nie w wyglądzie... To jeśli będzie miał do wyboru poznać charakter osoby szczupłej i puszystej... Zgadnijcie którą wybierze ;)
Ach, i te wszystkie ciuchy. Tyłek w rozmiarze XXL nie będzie dobrze wyglądał w seksownych, obcisłych jeansach. Większość ubrań dostępnych w sieciówkach jest szytych na szczupłe kobiety. Tak, owszem, rozmiarówka sięga 42, czasem nawet 44, ale spójrzmy na to obiektywnie - to, że w coś się zmieścimy, nie oznacza od razu, że wyglądamy w tym dobrze. Kobiety z nadwagą, paradujące w przykrótkich spódniczkach czy sukienkach z odkrytymi plecami, z których tłuszcz wylewa się ze wszystkich stron wyglądają po prostu komicznie. To samo tyczy się kobiet w bikini. Babka, która ma 130 w biodrach i 100 w talii ZAWSZE ściągnie na siebie srogie spojrzenia plażowiczej. Zatem, wracając do punktu "grunt, by dobrze czuć się we własnym ciele", czy taka kobieta, aby na pewno czuje się dobrze? Choć przed znajomymi i rodziną udaje, że nie słyszy złośliwych docinków za plecami i nie widzi prześmiewczych spojrzeń... To tak naprawdę w głębi ducha, choć z całej siły stara się sobie wmówić, że nic takiego nie ma miejsca, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak oceniają ją inni....
...Gdy te wszystkie myśli przemknęły mi przez głowę... Skończyło się na tym, że zamiast sączyć słodki napój, piszę do Was, zajadając marchewkę.

Miłego wieczoru.

Witam

Witam Was,
Dlaczego założyłam tego bloga? To proste!
Bo jest mnóstwo tematów, które chciałabym poruszyć.
Bo mam pełno przemyśleń, którymi chciałabym się z Wami podzielić.
Bo życie nie jest tak super słodkie jak niektórym się wydaje i, żeby przetrwać, trzeba mieć po prostu twardą dupę.
Powodów jest milion, więc mogłabym wymieniać w nieskończoność. Na razie jednak zatrzymam się na tych trzech.
Pozdrawiam i zapraszam - będzie mi miło, jeśli odwiedzisz mnie juro, by przeczytać kolejny post.